niedziela, 8 listopada 2015

Rozdział.7 "Przepraszam, ale zapomniałem jak masz na imię [...]"

*Jako Hubert*
      Niestety nie pospałem zbyt długo, ponieważ tuż po siódmej obudziła mnie pielęgniarka:
-Dzień dobry, mam nadzieję że dobrze pan wypoczął.
Spojrzałem na jej piękną twarz i cudne blond włosy najwyraźniej byliśmy w podobnym wieku, trochę onieśmielony jej urokiem cicho odpowiedziałem:
-Nie do końca-spojrzałem na srebrną tackę, którą trzymała w ręku- czy te wszystkie leki są dla mnie?
-Muszę pana zmartwić, ale niestety tak.
Czułem, że skądś ją znam. Usiłowałem sobie przypomnieć, kto to może być lecz w mojej głowie powstała ogromna próżnia. Kobieta podała mi kubek z zimną wodą i pierwszą pigułką. Szybko ją połknąłem, spodziewałam się że zaraz poda mi następną, lecz nagle zapytała:
-Na prawdę mnie nie poznajesz?
Ha, czyli jednak miałem rację! Znam, a raczej ją znałem. Zażenowany całą tą sytuacją nie przyznałem się, że jej nie pamiętam więc skłamałem:
-No jasne, że wiem kim jesteś.
Pielęgniarka momentalnie rzuciła mi się na szyje, przytuliłem ją równie mocno.
-Bardzo się cieszę, że cię widzę- szepnąłem jej do ucha- wiem, że mieliśmy świetną relację, jestem tego pewien! Na pewno często rozmawialiśmy. Przepraszam, ale zapomniałem jak masz na imię, ale to nie znaczy, że nie pamiętam iż byłaś dla mnie bardzo ważna, nadal jesteś.
-Sylwia- pogodnie się uśmiechnęła.
I wtedy do mnie dotarło jak bardzo wszystkich zaniedbałem, objąłem ją najmocniej jak potrafiłem i pierwszy raz od bardzo dawna popłakałem się. Jakim trzeba być egoistą, aby wyjechać w tyle wspaniałych zagranicznych tras koncertowych, cieszyć się wielką sławą, rzeszą fanów a jednocześnie zapomnieć o osobach które były z zespołem od początku. Gdyby nie pierwsi fani NEO nie byłoby nas. Tak długo pieliśmy się na szczyt, a tak szybko o nich zapomnieliśmy. Najbardziej zabolało mnie to że zawaliliśmy wszyscy po kolei. Gdyby tylko jeden z nas w tym przypadku ja popełnił by ten okrutny błąd o wiele prościej byłoby go naprawić.

*Jako Martynka*
     Bardzo martwiłam się o Huberta. Nie mogłam przez to normalnie funkcjonować, natychmiast chciałam pojechać do szpitala i sprawdzić jak się czuje, lecz byłam pewna że wypadałoby pojechać tam razem z chłopakami. Niestety oni jeszcze spali, a ja tak bardzo chciałam go zobaczyć. Przygotowałam dla nich śniadanie po czym zdesperowana wyszłam z domu i ruszyłam do szpitala. Po drodze kupiłam dla Mika owoce i wielką czekoladę, miałam nadzieję że sprawi mu to przyjemność. Gdy dotarłam na miejsce szybko popędziłam do pokoju w którym się znajdował. Zza drzwi, słyszałam że rozmawia z jakąś dziewczyną. Nie wiem dlaczego, ale zrobiłam się trochę zazdrosna. Odważnym krokiem weszłam do środka. Nagle spostrzegłam, że obok niego siedzi uśmiechnięta Sylwia, gdy dziewczyna  zorientowała się kim jestem podeszła do mnie i przywitała mocnym uściskiem:
-Ruda, jak dawno, cię nie widziałam!
-Ja ciebie też-szczęśliwe odparłam.
Niestety nie mogłyśmy zbyt długo porozmawiać, gdyż "wzywały" ją obowiązki. Po opuszczeniu przez nią pokoju, zapadła niezręczna cisza. Hubert wskazał ruchem ręki bym położyła się obok niego. Zdziwiona zrobiłam to.
-Dzięki, że przyjechałaś.
-Po prostu czułam, że muszę.
-Takie są obowiązki narzeczonej, prawda?
-Oczywiście-zaśmiałam się.
Po dłuższej chwili chłopak pocałował mnie w policzek, zaskoczona tym gestem podniosłam się z łóżka.
-Spokojnie, nie podrywam się w końcu już kiedyś ci się oświadczyłem-wybuchnął śmiechem.
Szczerze, nigdy nie lubiłam takich żartów. Gdy byliśmy bardzo bliskimi przyjaciółmi Mike, często zachowywał się jakbyśmy byli parą. To rozbudziło moje zauroczenie, a potem zakochanie się w nim. Nie chciałabym, aby to się powtórzyło. Dopiero co zaczęliśmy się na nowo poznawać, a stare uczucie do chłopaka by temu nie sprzyjało.






sobota, 3 października 2015

Rozdział 6. "Powinnam już dawno wymazać z pamięci stare obrazy chłopaków [...]"

     Siedzieliśmy tak trochę czasu, aż w końcu chłopak przerwał ciszę:
-Bardzo się cieszę, że nic ci nie jest.
-Mnie? To ty byłeś na przejściu, gdy doszło do wypadku-zaprotestowałam.
Hubert uśmiechnął się i odparł:
-Jeżeli ty wtedy byś tam była-ścisnął moją dłoń mocniej-nie poradziłbym sobie z myślą, że mogłabyś zginąć.
Rozpłakałam się jak małe dziecko, chciałam wyjaśnić mu że ja w tamtym momencie również sobie nie radziłam, po raz kolejny dotarło do mnie że mogłam go na zawsze stracić. Położyłam się obok niego, leżeliśmy razem na ciasnym szpitalnym łóżku dopóki nie wszedł lekarz i nie kazał mi wyjść. Na korytarzu czekał na mnie Filip:
-I co u niego?
-Jest w dużym szoku-starałam się nie płakać-ale będzie dobrze.
-Musi być-uśmiechnął się.
Chłopak widział w jakim jestem stanie więc uznał, że resztę dnia oraz noc spędzę u niego i reszty członków zespołu. Zgodziłam się gdyż nie bardzo podobała mi się perspektywa nieprzespanej nocy. Wstąpiliśmy na chwile do mnie po najpotrzebniejsze rzeczy i wyruszyliśmy do ich nowo wynajętego mieszkania. Chłopaki na prawdę nieźle się urządzili, tak jakby zamierzali zostać w Warszawie na stałe. Przed późnym obiadem, opowiedziałam im szczegółowo dlaczego Mike trafił do szpitala. Oczywiście pocieszyłam ich tym, że lekarz stwierdził iż to nic groźnego lecz musiał go zostawić na obserwacje. Gdy zaczęliśmy jeść obiad, poczułam się jak dawniej. Kiedyś każdy niedzielny popołudniowy posiłek przygotowywaliśmy wspólnie, była przy tym masa śmiechu bo zawsze coś poszło nie tak. Pamiętam jak kiedyś zaczęliśmy smażyć naleśniki, oczywiście Piotrek uznał że jest mistrzem w tej jakże trudnej "dziedzinie". Postanowiliśmy to sprawdzić, wszyscy oprócz Pete opuścili kuchnię oczywiście, chłopak wkręcił się za bardzo w relacjonowanie na snapie z tego co robił i tym oto sposobem spalił pod rząd trzy naleśniki. Za każdym razem gdy wlewał ciasto na patelnie pochłaniał go zbyt długi monolog i tak każdy naleśnik kończył w czarnym kolorze. Dobrze, że w miarę szybko zobaczyliśmy co się tam dzieje i zdążyliśmy uratować resztę naszego obiadu.
-Martynka, żyjesz-Marcin zauważył, że jestem nieobecna.
-Tak, tylko zastanawiam się jak czuje się Hubert-skłamałam.
Przecież nie mogłam mu powiedzieć, że tęsknię za tym jak było dawniej, to już nigdy nie wróci. Powinnam już dawno wymazać z pamięci stare obrazy chłopaków i spojrzeć na ich nagły powrót przez pryzmat tego, że w bardzo krótkim czasie po wyjeździe w trasę o mnie zapomnieli. Niestety, chwile przeżyte razem z nimi były dla mnie zbyt ważne. Mimo wszystko, wciąż nie byłam pewna czy dobrze robię próbując odnowić z nimi kontakt. Gdyby się głębiej zastanowić to Hubert wylądował w szpitalu z mojej winy. Jeśli od razu po powrocie chłopaków bym ich olała, nigdy nie spotkałabym się z Mike'm i nie zabrałabym go na wspólne spotkanie z Patrykiem. Patryk! Na śmierć zapomniałam, że chciał się dziś ze mną zobaczyć. Natychmiast chciałam zadzwonić do niego z przeprosinami, jednak okazało się że mam rozładowany telefon. Szybko wyciągnęłam ładowarkę z torebki i natychmiast podłączyłam ją do najbliższego kontaktu.
-Nic się nie zmieniło, nadal jesteś uzależniona od telefonu-wtrącił Marcin.
-Po prostu muszę wykonać jeden bardzo ważny telefon, mogę zostać sama?
Piotrek wyczuł powagę sytuacji:
-To co panowie, może pójdziemy na krótki spacer?
Reszta ekipy bez namysłu się zgodziła i po kilku minutach opuścili mieszkanie.

*Jako Hubert*

     Leżałem samotnie w szpitalu, podłączony do kroplówki. Było już bardzo późno, a ja dalej nie mogłem zasnąć. Wciąż myślałem o Martynce, jak ona pięknie dziś wyglądała. Nie obchodził mnie ten cały wypadek, w tamtym momencie po prostu chciałem być tuż obok niej, chwycić za rękę, przytulić. Wiedziałem, że bardzo zaniedbałem nasze relacje, za wszelką cenę chciałem je naprawić. Gdybym mógł cofnąć czas na pewno nie zgodziłbym się na te wszystkie cholerne trasy koncertowe, nic nie mogło się równać naszej przyjaźni. Niestety biegu zdarzeń nie mogę zmienić, ale zawsze mogę starać się zdobyć jej zaufanie. Kiedyś na pewno odzyskam je na nowo. Moje przemyślenia ciągnęły się całą noc, zasnąłem dopiero około szóstej rano.


czwartek, 30 lipca 2015

Rozdział 5. "Mieliśmy się znowu zaprzyjaźnić, miało być jak dawniej."

     Umówiliśmy się w pobliskim parku, od którego dzieliło nas jedno przejście przez ruchliwą ulice. Wybrałam moment w którym samochody były jak najdalej od nas i szybko przeszłam na drugą stronę. Po chwili zauważyłam, że Huberta nie ma obok mnie. Nagle usłyszałam klakson samochodu i głośny pisk opon, gwałtownie odwróciłam głowę za siebie. Na drodze był ogromny korek, trzy samochody zderzyły się ze sobą. Zdenerwowana zaczęłam wołać Mika, w głowie miałam najgorsze myśli. Nie trzeba było długo czekać na interwencje policji, która wraz z karetką szybko pojawiła się na miejscu wypadku. Podbiegłam do wychodzącego z samochodu sierżanta, chciałam go prosić żeby znalazł Huberta, lecz nie mogłam wydusić z siebie ani jednego słowa. Kaszląc i dławiąc się łzami czekałam, aż wywnioskuje o co może mi chodzić. Wysoki mężczyzna chyba mnie zrozumiał, gdyż zapytał:
-Ktoś z pani bliskich był na drodze w trakcie wypadku? Przechodził przez ulice czy jechał samochodem?
I w tym momencie dotarło do mnie, że mogę go już nigdy nie zobaczyć. Co jeśli nie żyje? Zniknął? Nie ma go. Co z jego rodziną, przyjaciółmi, zespołem, fanami, co ze mną?! Bez niego wszystko będzie inne, dopiero co wrócił. Mieliśmy się znowu zaprzyjaźnić, miało być jak dawniej.
-Słyszy mnie pani?
Pogrążona w myślach, zapomniałam o policjancie stojącym tuż obok mnie. Uniosłam dłoń i pokazałam mu jeden palec, miało to oznaczać, że wybieram pierwszą "opcje".
-Ten ktoś przechodził na drugą stronę tak?
Zebrałam w sobie ostatki sił i odparłam:
-Razem, szliśmy razem. On nie dotarł, niech pan go znajdzie-z żalu upadłam na ziemię.
Grupka ludzi zebrała się wokół mnie, nagle usłyszałam znajomy głos. Podniosłam głowę i zobaczyłam Filpa, chłopak pomógł mi wstać.
-Huberta tam nie było, prawda-zapytał drżącym głosem.
Bez odpowiedzi rzuciłam się mu na szyje, wtulona w niego zaczęłam moczyć mu podkoszulkę łzami.
-On żyje, prawda?
Nie potrafiłam mu odpowiedzieć, sama spodziewałam się najgorszego. Do dziś nie wiem dlaczego Filip nagle zjawił się na miejscu wypadku, ale wiem że gdyby nie on nie przetrwałabym tak dużego szoku.
-Karetka-krzykną, po czym chwycił mnie za rękę i pociągnął w jej kierunku.
Lekarze wieźli kogoś na noszach w jej stronę, Przyjrzeliśmy się bliżej poszkodowanej osobie, to był Hubert! Żył, mężczyźni podali nam adres szpitala do którego mieli go zawieść. Szybko popędziliśmy do samochodu Filipa i ruszyliśmy za karetką.
     Gdy dotarliśmy na miejsce przeszedł mnie przeraźliwy dreszcz. Bałam się że chłopak może być w naprawdę ciężkim stanie. Phil powtarzał mi że powinnam być optymistką, ale w takich momentach trzeba być przygotowanym na wszystko, nawet na śmierć. Nie mogli udzielić nam wiadomości na temat jego stanu zdrowia, gdyż nie byliśmy jego rodziną. Zdesperowana skłamałam, że jestem jego narzeczoną. Lekarz wpuścił mnie do sali, gdzie powiedział że chłopak został potrącony, ale nie odniósł poważniejszych obrażeń.
-Jest trochę poobijany, zostawimy go na obserwacje. Jeśli wszystko będzie dobrze po jutrze powinien wrócić do domu, niech się pani o nic nie martwi.
Byłam bardzo zadowolona, nawet pozwolił mi do niego wejść.
-Panie Hubercie, przyszła pańska narzeczona.
Mike podniósł głowę i spojrzał na mnie, po czym odparł:
-Cześć, kochanie.
Zadowolona podeszłam do jego łóżka i ucałowałam go w policzek:
-Dzięki Bogu, że nic ci nie jest.
-Nie mogę teraz umrzeć, mam za piękną narzeczoną.
Usiadłam obok niego, a on chwycił mnie za rękę.


niedziela, 14 czerwca 2015

Rozdział 4. "Nie martw się, teraz wszystko się zmieni. Będzie jak dawniej."

     Rano, obudziły mnie promyki słońca, była sobota więc miałam wolne. Jak zwykle wzięłam ciepły prysznic, zjadłam śniadanie i zabrałam się za sprzątanie domu. Jednak przerwał mi to dzwonek  telefonu. "Numer zastrzeżony", byłam pewna że to agent z mojej sieci telefonicznej więc zignorowałam go, lecz on nie poddawał się i dzwonił dalej. Bardzo mnie to zirytowało więc w końcu postanowiłam odebrać. Ku mojemu zdziwieniu po drugiej stronie odezwał się znajomy głos:
-Siema, przepraszam za wczoraj ale moje fanki są wszędzie, chyba rozumiesz?
-Nie ma sprawy-odparłam.
-To super, bo właśnie stoję pod twoim blokiem.
Kompletnie mnie zamurowało, skąd on do cholery wiedział gdzie ja teraz mieszkam? W ogóle jak zdobył mój nowy numer telefonu? Kto podał mu te wszystkie informacje? Chcąc się tego dowiedzieć wpuściłam go do środka.
-Masz pięć minut, aby się wytłumaczyć.
-Z czego-zdziwił się Hubert.
Zanim dotarło do niego o co chciałam się dowiedzieć zdążyłam sobie przypomnieć nasze dawne spotkania.
     Z chłopaków najczęściej widywałam się właśnie z nim. Zawsze mieliśmy najlepsze kontakty. Często spotykaliśmy się nocą w Parku. Ja, on i zupełna pustka. Potrafiliśmy błąkać się po mieście od dwudziestej-trzeciej nawet do szóstej rano. Gadaliśmy dosłownie o wszystkim, nasze tematy nigdy się nie kończyły. W pewnym momencie mojego życia stał się dla mnie kimś więcej. Zakochałam się w nim, chciałam zapomnieć o tym uczuciu zwłaszcza dlatego, że Hubert miał wtedy dziewczynę. Zaczęłam go ignorować potem wyjechał w trasę, nasze kontakty zanikły na zawsze. Już nigdy nie rozmawiałam z nim "normalnie". Powstał między nami dziwny dystans. To wszystko stało się tak nagle, że nadal do końca nie rozumiem dlaczego tak drastycznie zakończyłam naszą znajomość.
     -Od Agi.
-Że co-wróciłam do rzeczywistości.
-No od niej mam twój numer mieszkania i telefonu-sprostował-statnio dość często się zamyślasz.
"Ostatnio" tym słowem powalił wszystko. Nie widzieliśmy się od 10 lat, można by stwierdzić że już prawie nic o sobie nie wiemy, lecz Hubert nadal nie rozumiał powagi sytuacji. Jeżeli myślał, że zapomniałam o tych wszystkich latach bez kontaktu z nim to się grubo mylił. Jego wypowiedź bardzo mnie oburzyła:
-Ostatnio, czyli kiedy? W ciągu jedengo wczorajszego dnia?
Cisza. Tak jak się spodziewałam. Długo staliśmy na przeciwko siebie. Spojrzałam w jego dotąd radosne oczy, teraz były smutne bez żadnego wyrazu. Wydawały się być puste, coś musiało się stać. Po za tym chłopaki wspominali coś o karze dla siebie, może było to poważniejsze niż mi się wydawało?
-Nie, gdy byliśmy naprawdę dobrymi przyjaciółmi-w końcu odparł.
Ta wypowiedź mocno we mnie uderzyła. Tuż po chwili poczułam łzę spływającą po moim policzku.
-Dobrymi przyjaciółmi-desperacko powtórzyłam, po czym byłam już w jego ramionach.
Mocno wtuliłam się w chłopaka, tak jakbym już nigdy nie miała go puścić.
-Martyna, co się z nami stało-nagle zapytał.
Nie mogłam mu powiedzieć, że kiedyś mi się podobał. To mogłoby zniszczyć do końca naszą relacje, nawet jeżeli już do niego nic nie czułam. Żadne słowa, nie mogły być odpowiedzią na jego pytanie, bez wstawiana mojego dawnego zauroczenia nim.
-To przez tą trasę koncertową, zaniedbałem nasze relacje.
-Tak, to wyłącznie przez trasę-skłamałam by nie komplikować obecnej sytuacji.
-Nie martw się, teraz wszystko się zmieni. Będzie jak dawniej.
Rozpłakałam się jeszcze bardziej. Całą tą sytuacje przerwał dźwięk mojej komórki. Dzwonił Patryk, mój dobry znajomy, był przejazdem w Warszawie więc chciał się ze mną spotkać bez wahania zgodziłam się, lecz zabrałam ze sobą Huberta.

wtorek, 26 maja 2015

Rozdział 3. "Zawsze będziesz moją przyjaciółką, zawsze."

     Ha po tylu latach dopiero teraz to sobie uświadomili, przyznam było to całkiem zabawne. W zasadzie nie chciałam już drążyć dziury w całym, więc zaprosiłam chłopaków do "naszego miejsca". Była to mała kawiarnia pod Warszawą. Często jeździliśmy tam na czarną, gorzką kawę. W prawdzie nikt z nas jej nie lubił, lecz picie jej uważaliśmy za dorosłe. Lubiliśmy się tam spotykać, gdyż był to nasz azyl od całego zabieganego świata. Właśnie tam powstało wiele piosnek oraz rozwiązała się masa problemów. Zdarzało nam się tam wpadać indywidualnie przy czym żeby było zabawniej i tak napotykaliśmy się na siebie. 
     Pamiętam gdy początkiem czerwca, przyjechałam do kawiarenki bo miałam już dosyć liceum, ciągłe poprawki i "wyciąganie ocen", to wszystko mnie dobijało. Zajęłam miejsce przy stoliku pod oknem i zamówiłam to co zwykle. Czekając na kawę, pogrążyłam się w słuchaniu muzyki. Ktoś od tyłu wyciągnął mi słuchawki z uszu, był to najwyraźniej roześmiany z tego powodu Piotrek.
-Martynka, co Ty tu tak siedzisz sama?
-Miałam zamiar pouczyć się w spokoju-ironiczne odparłam.
-Właśnie widzę jak się uczysz-krzywo uśmiechną się i przysiadł do stolika.
Było to nasze przed ostatnie spotkanie. Bardzo dobrze, je wspominam. Chłopak stresował się pierwszą w jego życiu trasą koncertową. Bał się dosłownie wszystkiego, że NEO spóźni się na koncert lub nie da rady wyjść na scenę albo zapomni tekstu piosenki. Powodów było naprawdę dużo, lecz ja wiedziała, że doskonale sobie z nimi poradzi. Wtedy żartobliwie westchnęłam:
-Gdy już będziesz sławny w Europie, nie zapominaj o mnie.
Pete skrzywił się wstał i mnie przytulił:
-Zawsze będziesz moją przyjaciółką, zawsze.
     Gdy wrócili z trasy koncertowej nie mieli dla mnie czasu. Często przypominałam sobie słowa Piotrka, a potem porównywałam je do obecnej sytuacji i tak mijały miesiące, a potem lata. Pustak, zupełna cisza po ich stronie. W zasadzie, teraz też pomiędzy nami było jakoś sztywno. Siedzieliśmy w piątkę jak dawniej w tym samym miejscu, konsumując nadal tak samo gorzką kawę. Na pierwszy rzut oka wszystko fajnie, przyjacielskie spotkanie "po latach". Niestety jakoś nie mogłam się do tego przekonać. Chłopaki opowiadali mi o sowich koncertach, sukcesach, wspaniałych fanach o czterech wydanych płytach, próbowałam zachować pozory, że wszystko jest okay. Udawałam radosną, kiedy do oczu cisnęły mi się łzy. W środku przeżywałam powolną apokalipsę, z każdym ich  słowem mój mózg był coraz bardziej przeciążony, fałszywą przyjaźnią. Hubert, chyba to zauważył i nagle przerwał długą opowieść reszty grupy:
-To może jednak pójdziemy na spacer?
"Spacer", uświadomiłam sobie jak dawno nie chodziłam bez celu po Warszawie. Był to świetny pomysł od dawna mi tego brakowało, lecz moje szczęście nie trwało zbyt długo. Gdy wróciliśmy z powrotem do miasta, grupa fanek zauważyła chłopaków. Zanim zrobili sobie z każdą zdjęcie i podarowali autograf, zapadła noc a ja wróciłam do domu.



niedziela, 24 maja 2015

Rozdział 2. "Kiedyś się dowiesz"

     Siedzieliśmy tak dopóki nie zjawiła się reszta zespołu.
-Tu jesteście-uradował się zdyszany Phil.
Zaczęłam się zastanawiać co oni tu w ogóle robią. Dlaczego po tylu latach tak nagle przyjechali? O co im chodzi? W mojej głowie rodziło się coraz więcej trudnych pytań. Bezwładnie poddałam się moim rozmyśleniom. Całkiem zapomniałam, że siedzę obok chłopaków.
-Coś się stało-zwrócił się do mnie Pete.
-Nie-wydukałam-znaczy tak.
Chłopak rzucił w moją stronę przenikliwe spojrzenie i bezsensownie powtórzył moją odpowiedź w formie pytania:
-Tak?
W zasadzie to nie wiedziałam co odpowiedzieć. Zapanowała niezręczna cisza. Bacznie obserwowałam chłopaków, byli jacyś inni. Nie tak ich zapamiętałam. Pamiętałam ich jako radosne dzieci muzyki, pełne życia i pozytywnej energii. Teraz są "szarzy" bez życia w środku. Siedzieli obok mnie obcy ludzie, którym kiedyś mogłam powiedzieć dosłownie wszystko. Po moim policzku spłynęła jedna desperacka łza:
-O co wam chodzi, czemu przyjechaliście?
I nic, nadal cisza. Trwało to długo zanim któryś z nich zebrał się na odpowiedź, był to Hubert:
-Przerwaliśmy trasę, za karę-zrobił długą przerwę-karę dla nas.
Karę? Za co oni mogli się ukarać? Wiedziałam coraz więcej, a dla ironii rozumiałam coraz mniej. Stali się tak zagadkowi jak nigdy. Zamiast normalnie wyjaśnić używali pojedynczych i nie istotnych dla kontekstu słów.
-Kara, fajnie to ująłeś-westchnął Filip.
-Moglibyście rozwinąć temat-cicho poprosiłam.
-Myślę, że to nie odpowiednie miejsce i czas-odparł Marcin-kiedyś się dowiesz.
"Kiedyś się dowiesz" te słowa długo dźwięczały mi w uszach. Co one mogły oznaczać, czy chłopaki zrobili coś naprawdę potwornego, czy po prostu nie zamierzają mi się zwierzać. Po długim namyśle odważnie zadałam drugie pytanie:
-Nie odzywaliście się do mnie przez 10 lat, dlaczego postanowiliście to zmienić, nie rozumiem tego.
I tym w nich uderzyłam nie potrafili, na to odpowiedzieć. Każdy próbował, ale nie kończył. Bardzo mnie to zirytowało, więc wstałam i poszłam przed siebie. Szybko zerwali się z miejsca i pobiegli za mną.
-Bo jesteśmy idiotami-szybko sprostował Piotrek.
Reszta zespołu jednogłośnie to potwierdziła.
-Zaniedbaliśmy rzecz dla nas ważną, zaniedbaliśmy Ciebie-dodał Filip.



piątek, 22 maja 2015

Rozdz. 1 "Myślałaś, że o Tobie zapomniałem?"

     Było zimno, bardzo zimno. To jednak nikomu nie przeszkadzało. Staliśmy tam czekając, aż wreszcie otworzą nam drzwi do klub. Z każdą chwilą ludzi było coraz więcej i więcej. Byłam na początku kolejki. Ścisk zaczął przybierać na sile, a mi zrobiło się słabo. Tak wytrzymałam ponad godzinę. W końcu ochrona wpuściła nas do środka. Wbiegliśmy tam jak stado dzikich koni. Z pośpiechem wpłaciłam kaucję za kurtkę i popędziłam dalej, wpadłam na wielkie plastikowe "drzwi". To teraz one dzieliły mnie od spełnienia marzeń, w ułamku sekundy otworzyły się. Zaczął się wielki wyścig pod scenę. Udało się! Dotarłam tam. Gdy na halę przybyli wszyscy, usłyszeliśmy radosne "Witaj Warszawo". Czułam zimne łzy, spływające mi po policzkach. Co chwile szczypałam się by sprawdzić czy to na pewno nie sen, za każdym razem wynik był pozytywny. Nagle na scenie pojawili się oni, idealni jak zawsze. Moi przyjaciele, a równocześnie idole. Jednym słowem - NEO.
-Chau,Chau-z moich rozmyśleń wyrwało mnie szczeknięcie jakiegoś psa.
Miło tak czasem powspominać, daje mi to masę pozytywnej energii, a jednocześnie przysparza o słone łzy. Od dawna chciałam o nich zapomnieć, znienawidziłam ten cały zespół. Dlaczego? Robiąc światową karierę zapomnieli o mnie. Byłam ich bliską przyjaciółką, teraz nasz kontakt zanikł. Jedynie czasem Nico odzywa się na facebooku, np. na święta. Moim najbliższym przyjacielem jest teraz Matti, który 10 lat temu odszedł z zespołu. Nikt dokładnie nie zrozumiał dlaczego, lecz to w tej chwili nie jest to zbyt ważne. Nie mam pojęcie czy on wciąż rozmawia z chłopakami. Jedynym źródłem o ich życiu jest fanpage. Niedawno nagrali piosenkę z najsławniejszym boysbandem - One Direction czy jakoś tak. Sama nie wiem dlaczego, tak bardzo mnie to obchodzi skoro chce ich doszczętnie wymazać z pamięci. 
     Nagle poczułam ciepłą dłoń na ramieniu i mechanicznie odwróciłam głowę.
-Myślałaś, że o Tobie zapomniałem-odezwał się Nico.
Zamarłam.
-Co Ty tu robisz?
-Stoję-odparł ironicznie.
Blondyn uśmiechnął się ukazując wszystkie białe zęby. Usiadł na ławce i mnie przytulił. Nie wiedziałam jak mam zareagować, lecz mimo wszystko wtuliłam się w niego i zaczęłam płakać.
-Tak bardzo Cię przepraszam- przerwał ciszę - zawaliłem, jestem okropny.
Próbowałam to jakoś potwierdzić, lecz nie mogłam wydobyć z siebie żadnego słowa.
-Zabrakło mi dla Ciebie czasu, a Ty zawsze miałaś go dla mnie pełno, przepraszam.
Przytuliłam go jeszcze mocniej, a moje łzy zmoczyły jego niebieską koszule.